lundi 14 mars 2011
"Tableau Vivant w Jazz Caffe" - Londyn
Tableau Vivant w Jazz Caffe.
„Wieczór francuski” zorganizowany przez Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie (6.02.) był prawdziwą perłą pośród wielu podobnych kameralnych spotkań z pisarzami. I choć miał w nazwie "francuski"- przez swoją geograficzną przynależność autorów - to był magiczny w treści i w przekazie. Nazwałabym go "zaczarowanym" spektaklem Jednego Aktora, bowiem na scenie przy stole zasiedli niewidzialni: profesor Tadeusz Wyrwa, Jan Winczakiewicz, Sabina Chobian-Cheron, Barbara Tesse, Jadwiga Dąbrowska, Krzysztof Rutkowski.
Niełatwe zadanie miała Pani Agata Kalinowska-Bouvy. Pełna francuskiego szyku w zewnętrznym wystroju, ale o polskiej urodzie i polskim joie de vivre. Jak odszyfrować suche skróty cudzej biografii? Jak wyartykułować poglądy nieobecnych? Agata Kalinowska stała się medium pomiędzy biografiami pisarzy a publicznościa. Jak się okazuje, potrzeba jest władczynią sztuki i prelegentka znalazła idealną formę przekazu. Jej aktorski kunszt, jej myśli i słowa jak krysztal rozświetlały i scenę Jazz Caffe i sceny z życia omawianych pisarzy. Jak w kalejdoskopie przewijały się postacie: Tadeusza Wyrwy, który zmieniał kraje, języki,zawody, jakby w biegu i wszędzie zapisał się głośno i godnie, czy losy Sabiny Cheron, która wędruje przez nieprzyjazne stepy Kazachstanu w rytmie polskiego nokturnu, czy Jana Winczakiewicza zmienne nastroje, który pisze wiersze jak mu smutno a maluje kiedy ma spokój wewnętrzny... Wędrowcy z musu a nie z wyboru, zamieszkiwali własne życie jak podróżnicy i ciekawi świata intuicyjni obserwatorzy.
Siedząca obok mnie młoda dziewczyna w pewnym momencie zwróciła twarz w moją stronę i powiedziała: "Ja zmieniłam kraj cztery lata temu, ale dalej jeszcze siedzę na walizkach jak w pourazowym szoku. A tacy ludzie, gdziekolwiek życie ich zatrzymalo przez moment czy dłużej, tworzyli coś, tłumaczyli, wpisywali się w historię miejsca".
Siedziałyśmy obie zahipnotyzowane życiorysami polsko-francuskich pisarzy, które jak scenariusze filmowe, malowała w naszej wyobraźni Agata Kalinowska-Bouvy. Bez minoderii i megalomaństwa przekazywała nam proste prawdy o życiu emigranta. Okazuje się, że wielka indywidualność człowieka podróżuje bez potrzeby biletu i paszportu. Opowieść o człowieku nie musi się zaczynać wtedy kiedy go już nie ma. Piszemy swoją biografię każdym dniem,bo prawda naszego życia leży w minutach czasu. Jeśli nie wiemy, do jakiego portu płyniemy to żaden wiatr nie jest dobry, szczególnie wiatr historii. Zrozumialam po raz pierwszy – mówiła Agata Kalinowska-Bouvy - jak ważną rolę Związek Pisarzy spełniał w życiu Polaków w diasporze. On był i jest parasolem, który skupia,ochrania i daje poczucie przynależności. A często, to bylo wszystko ,co pisarze mieli. (...) No i ten "do pozazdroszczenia" POSK, nasz stary, kochany POSK. My we Francji nie mamy miejsca, gdzie może koncentrować się życie kulturalne i towarzyskie Polonii, nie mamy POSK-u.
A my w Londynie mamy, ale jak w wiekowym małżeństwie, nie dostrzegamy czasem jego witalnej roli. Agata Kalinowska zaprezentowala widowni kilka swoich wierszy, w płomiennej recytacji, która podobno była już nagradzana na konkursach.
Mówiąc wcześniej o swoich zamiarach literackich, autorka wzięła się już za temat: kim jest polski emigrant. Określiła go mianem "emigranta-frustrata". Uważa, że mimo, iż przybyliśmy tutaj na różnych statkach, to siedzimy w tej samej łodzi, łodzi emigranta, czy to politycznego, czy intelektualnego, czy emocjonalnego. Emigrant -frustrat ciągnie za sobą piętno wrogości do tego,co inne i odmienne, a często jego rozgoryczenie obraca się w stronę jego własnego środowiska. Jako żywy obserwator i zdolny terapeuta, pisarka zamierza zgłębić bolące miejsca psychiki polskiego "losowego turysty". Oj, niewesoły jest los emigranta, niewesoły! Nie wiadomo w jaką formę to ujmie. Znając temperament twórczy autorki, będzie to raczej wierzgający limeryk niż niedzielne kazanie z ambony.
Literacki „wieczór francuski” miał klasyczną oprawę muzyczną (o plastyczną wystarała się Krystyna Kaplan). Rozpoczął się zagranym przez Pawła Ulmana Polonezem As-dur, „autorstwa jednego takiego polsko-francuskiego kompozytora” - jak zabawnie zapowiedział prowadzący spotkanie prezes ZPPnO, Andrzej Krzeczunowicz. Skrzypcowe solo debiutującej w Londynie Basi Zdziarskiej było specjalnym prezentem-niespodzianką sekretarza ZPPnO, ReginyWasiak-Taylor, kończącym spotkanie.
I kto by przypuszczał, że kameralny „wieczór francuski" może narobić tyle zamieszania w estetycznej i poznawczej wyobraźni przybyłych.
Grażyna Maxwell
Źródło:Gazeta Londynska
Inscription à :
Publier les commentaires (Atom)
Aucun commentaire:
Enregistrer un commentaire